Aktualności

Sportowe dylematy... uczestnika I Półmaratonu Forrest
Robert Baś z Krakowa "Sikorski Bikeboard Team" wystartował na rowerze...

To było parę lat temu, chyba w 2004 r. podczas maratonu w Kościelisku. Trasa była naprawdę trudna a w dodatku mocno błotnista. Teren stawiał opór, koła ledwie się toczyły. Urozmaiceniem były, obok nastromienia, również śliskie korzenie. Organizator zafundował jeszcze dodatkową atrakcję w postaci forsowania w bród górskiej, kamienistej rzeki, gdzie woda sięgała do połowy uda a prąd był tak silny, że musiałem podpierać się rowerem. Do dzisiaj zastanawiam się co mnie wówczas zmusiło do wyjazdu na druga taka sama pętlę. Już podczas pierwszej, kiedy mozolnie pchałem pod górę zabłocony rower, zastanawiałem się czy nie byłbym szybciej na nogach, bez dodatkowego obciążenia. Rozważania kto szybszy, rowerzysta czy biegacz, snułem również podczas innych maratonów ale nie sądziłem, że kiedykolwiek znajdę na to odpowiedź. A ta przyszła zupełnie przypadkowo. W tym roku byłem zmuszony znacznie ograniczyć swoją rowerową aktywność, spisując startowy sezon na straty. A ponieważ natura nie lubi próżni zacząłem więcej biegać, przy okazji startując w różnych zawodach i przy okazji odkrywając inne obszary doznań - szczególnie podczas biegów górskich. Było coraz bardziej interesująco, przynajmniej dopóki nie zadziałała zasada: "Jeżeli coś może się nie udać, nie uda się na pewno". Krótko mówiąc naderwałem sobie mięsień dwugłowy uda i o jakimkolwiek bieganiu nie mogło być mowy. Cześć zawodów, także tych opłaconych, zwyczajnie odpuściłem, co mnie, jako Krakusowi przyszłe ze sporym trudem.

Ale były jedne, szczególne: "I Półmaraton Forrest".

Szczególne dlatego, że na tej samej trasie, na dystansie półmaratonu mieli ścigać się nie tylko biegacze, ale i rowerzyści. Ci ostatni mieli wystartować 5 min wcześniej. Trasa typowo górska. Start z Przełęczy św. Justa (na pn. od Tęgoborza) później niebieskim szlakiem do stacji narciarskiej Limanowa Ski, na koniec jeszcze dodatkowa pęta długości ok. 4 km. Trasy nie znałem, ale z mapy wynikało, że pierwsze 7 km to niemal w całości asfalt przechodzący później w typowo górska ścieżkę. Obawiałem się, że jej przebieżność będzie preferowała raczej piechurów niż jeźdźców.

W każdym razie postanowiłem spróbować stając na starcie w niewielkim gronie: 7. zawodników i 1. zawodniczki. Za nami czaiła się niemal 200. osobowa grupa biegaczy wśród których można było zauważyć czołowych biegaczy górskich w Polsce. Zapowiadała się ostra walka. Czułem się jak zając za którym zaraz wypuszcza sforę chartów. Uznałem, że całość wyścigu musze pojechać od razu na maksa, tj. tak jak XC czy nawet wyścig przełajowy.

Od samego startu starałem się jechać mocno. No ale co z tego, skoro inni zawodnicy mieli taki sam plan. Już na pierwszym podjeździe czołowa dwójka od razu oderwała się i pognała do przodu. Tzn. ja też gnałem, ale już nie tak szybko. Przez chwilę walczyłem z jeszcze jednym zawodnikiem, ale póki co, również i on pokazał jakie jest moje miejsce w szeregu. Pomimo, że stopniowo oddalał się ode mnie, cały czas miałem nadzieję, że w dalszej części dystansu uda mi się odrobić straty. Ale nie to było najbardziej stresujące lecz ta gromada wygłodzonych chartów za plecami. Wprawdzie pierwszą "prawie asfaltowa" część trasy pokonałem dość szybko, ale później sprawdziły się moje najgorsze przeczucia. Trasa była typowa dla biegaczy i zarazem bardzo trudna dla rowerzystów. Niektóre podjazdy były bardzo strome, ale ich największa trudność polegała na tym, że były pokryte luźnymi kamieniami zupełnie nie związanymi z podłożem. Czyli zero przyczepności. W dodatku pojawiały się ślady po zwózce drzewa, co stanowiło dodatkowe utrudnienie. Nie ukrywam, że w takich miejscach prowadziłem rower. Patrząc na licznik z niepokojem przypominałem sobie przeciętne prędkości uzyskiwane przez czołówkę na podobnych zawodach. Pomimo, że nerwowo nasłuchiwałem tętentu za swoimi plecami, nie byłem w stanie przyśpieszyć - rower mi w tym przeszkadzał. Z ulga witałem łatwiejsze odcinki, W miarę możliwości starałem się na nich jak najbardziej rozkręcać. Na jednym ze zjazdów uzyskałem maksymalną prędkość 65,4 km/h. Nie wiem, czy było to na asfalcie, czy może tam, gdzie pogonił mnie jakiś pies. Przyznaje, że bydlę było zawzięte. Zazwyczaj taki Burek odpuszczał po 20-30 m, natomiast ten, gonił mnie i gonił, nawet na lekkim podjeździe. Starałem się znaleźć dobrą stronę tej sytuacji, uznając to za doskonały doping. W międzyczasie, na jednym z pierwszych kamienistych zjazdów wydawało mi się, że mijam jednego z zawodników będących przede mną - walczył z przebita dętką. Czyżbym był trzeci? Póki co, jechałem dalej, pamiętając, że mnie też to może spotkać.

Czas biegł, ubywało również kilometrów. Nagle, po kolejnym zjeździe znalazłem się w pobliżu mety. Byłem trochę zdziwiony, bo licznik wskazywał dopiero 18. km. Okazało się, że jeszcze czeka mnie mała pętla rozpoczynająca się podjazdem (a raczej podejściem) w górę stromego stoku narciarskiego. Tak, była to typowa końcówka "na dobicie". Te wszystkie trudności które spotkałem na trasie były zdecydowanie łatwiejsze od ostatnich kilometrów. Zafundowano nam nie tylko nie kończący się stok ale również strome leśne ścieżki prowadzące w dół. Przyznaję, że nie odważyłem się nimi zjechać. Z tego co dowiedziałem się, wynikało, że biegacze również mieli problemy w tych miejscach. Ja to mogłem przynajmniej podpierać się rowerem. Na szczęście wyścig dobiegł końca. Las skończył się nagle i w dole ujrzałem metę. Jeszcze tylko kawałek po płaski, kawałek w dół po szutrze i koniec. Jestem trzeci! Spiker oznajmia to zebranym tłumom i zadaje jakieś pytania. W trakcie tego, na ostatnim zbiegu pojawia się pierwszy biegacz. Sprawdzam czas, niestety jest po mnie mniej niż 5 min. Zarówno on jak i drugi zawodnik pokonali trasę szybciej niż ja. A dystans, wg mojego licznika, wynosił 22,5 km. Niby niewiele, ale uzyskana suma podjazdów na tym dystansie wyniosła 1005 m. A to już raczej sporo.

I ten oto sposób znalazłem doświadczalnie odpowiedź na nurtujące mnie od lat pytanie. Tyle, że teraz zastanawiam się, czy w przyszłym roku nie spróbować na piechotę.

 

Źródło artykułu: http://bikeboard.pl/index.php?d=imprezy&g=26&art=4350

 

- - -

PODSUMOWANIE BIEGU: http://www.forrest-limanowa.pl/aktualnosci,132.html

2011-10-10 12:21:23 forrest, wyświetleń 2770